Martin Scorsese, Quentin Tarantino, Fight Club, Islandia i Kac Vegas czyli słów kilka o filmie Joker autorstwa Todda Phillipsa

Każdy z nas zna z pewnością postać jaką jest Joker wszak, tylko w filmach mieliśmy okazję poznać aż 6 różnych jego inkarnacji. Różnych stanowi tu słowo klucz gdyż gdyby nie odmienność tych wcieleń Książe zbrodni z Gotham nie byłby postacią tak intrygującą. Jednak co stoi za tą konkretną ekranizacją, dlaczego otrzymała aż 11 nominacji do Oscara i czy liczne porównania z innymi filmami to plus czy minus? Pochylimy się nad każdym z aspektów tej jakże interesującej zarówno jako fenomen jak i po prostu kinowe widowisko, produkcji.148833833_264499075072262_1500400486704737462_n

O samym filmie…

„Joker” – opowieść o pogrążonym w biedzie, chorobie psychicznej i przytłaczającej ilości niepowodzeń w życiu Arturze Flecku w którego rolę wcielił się obłędny Joaquin Phoenix (znany z fenomenalnych występów w „Ona”, „Mistrz” czy „Gladiator”) który absolutnie kradnie show. Arthur ma ambicje, pragnie zostać komikiem jak jego idol (w tej roli Robert DeNiro) jednak póki co marny jego trud i jedyne na co go stać to dzikie tańce w stroju klauna reklamując stację benzynową lub próbując rozbawić dzieci, bo Fleck kocha rozśmieszać i kocha się śmiać z czym wiążę się pewna ważna rzecz. Mianowicie nasz bohater cierpi na poważną chorobę, która sprawia, że nagle bez żadnego powodu wybucha śmiechem co tylko dopełnia jego obraz jako niepoprawnego szaleńca. W jednej z otwierających scen jesteśmy świadkami pobicia i kradzieży. Joker dostaje manto i to nie ostatni raz, bo Gotham City jest brutalne jak Nowy York w pewnych filmach pewnego reżysera przytoczonego przez nas w tytule (mrugnięcie okiem w kierunku wszystkich kinomanów ;D), a to tylko jedna z wielu inspiracji Todda Phillipsa. Równie szybko co zostajemy przytłoczeni przez brud i przemoc następuje wybuchowy moment (jeden z wielu) po których akcja eskaluje i przyspiesza zmierzając bez zahamowań ku spełnieniu naszych oczekiwań.

We are all Clowns i pierwsza zasada Fight Clubu mówi… [SPOILERY]

W tym momencie Arthur Fleck dokonuje zabójstwa w samoobronie, które na przestrzeni sekund zmienia się w morderstwo co owocuje absolutnie wbrew naszym oczekiwaniom okrzyknięciem klauna zabójcy bohaterem niższych klas społecznych i czyni go twarzą nadchodzącej rewolucji. Arthur Fleck staje się Jokerem, co Joaquin Phoenix dopełnia genialną improwizowaną sceną tańca, ciarki, poczucie niepokoju i niczym nie zahamowanej fascynacji towarzyszyły nam w momencie obserwowania tej sceny w kinie jak i jeszcze przez długi czas na samo jej wspomnienie. Od tego momentu reżyser pokazuje nam bigos ze swoich ulubionych filmów: wątek walki klas społecznych, ugrupowania terrorystycznego i zaburzeń psychicznych, problemów z percepcją głównego bohatera (podsumowane łopatologicznym, zbędnym montażem na wszelki wypadek jakby ktoś nie zrozumiał) odwołania do Fight Clubu nasuwają się same. Trąci to jednak kiczem i taka wizja w której „Wszyscy jesteśmy Jokerami” wypada po prostu zabawnie i niepoważnie. Jednak czy to źle, że twórca powtarza tropy? Naszym zdaniem nie, aczkolwiek warto odwoływać się do innych dzieł kultury z jakąś refleksją czy reinterpretacją. Kolejna opowieść o tym co dzieje się kiedy człowieka wyniszczy społeczeństwo raczej nie jest nam potrzebna, bo co warto jednak podkreślić Joker w tym temacie nie mówi nic nowego, a dodatkowo pod względem scenariusza będąc hybrydą Taksówkarza i Króla Komedii niestety wypada znacznie gorzej od każdego z oryginalnych filmów z osobna. „Joker” mimo tego to nie zły film, a całkiem niezły tak więc sprawnie przechodzimy do pochwał co byśmy nie wyszli na duet zgorzkniałych marud.

O co chodzi z tą Islandią i dlaczego film „Joker” to dzieło Joaquina Phoenixa

Hildur Guðnadóttir to druga osoba, która odpowiada w naszym odczuciu za główny sukces nowej opowieści o Błaźnie z Gotham. Pochodząca z Islandii kompozytorka ścieżki dźwiękowej do filmu „Joker” dokonała niemożliwego. Jej muzyka wzmacnia emocje w sposób niepowtarzalny i czyni tę produkcję pełniejszą oraz co warto nadmienić broni się całkowicie samodzielnie. Niejednokrotnie przemierzaliśmy miasto wsłuchując się w ów soundtrack i czuliśmy się jakbyśmy zamiast Poznania spacerowali po Gotham City. Cudowny klimat i niepodrabialne doświadczenie, które zresztą przyniosło Pani Hildur Oscara. Jednego z dwóch, które film otrzymał. Drugiego zaś zgarnął właśnie Phoenix, a o tym ile pracy w cały film włożył właśnie Joaquin warto się przekonać oglądając „Jokera”. My pozwolimy sobie jedynie wspomnieć, że rola Księcia zbrodni jest stworzona właśnie przez aktora, zaczynając od napisania jej, na wcieleniu się i zaimprowizowaniu kończąc. Uwierzcie nam na słowo jak tylko zobaczycie ten taniec, będziecie wiedzieć, że robota tu wykonana jest zjawiskowo i zasługuje na co najmniej jednego Oscara.

Quentin Tarantino o Jokerze

Quentin Tarantino wypowiedział się dla magazynu „Empire” o swojej ulubionej scenie w filmie „Joker”, którą my również doceniamy, gdyż stanowi świetne odwołanie do „Króla Komedii” (reżyseria Martin Scorsese):

„Nagle całe kino zamarło. To już nawet nie był suspens. To coś wykraczało poza suspens. Nikt nie mógł oderwać wzroku od ekranu. Jeśli oglądałeś ten film w streamingu, czy na DVD to go, kurwa, nie widziałeś. To tak jakbyś dostał handjoba zamiast trójkąta. Joker jest świrem, ten facet jest świrem. Postać Roberta De Niro nie jest czarnym charakterem, jest dupkiem, ale nie większym od Davida Lettermana. Nie zasłużył na śmierć. A jednak publiczność w kinie chciała, żeby Joker zabił postać Roberta De Niro. Chcieli, żeby wyciągnął spluwę, przystawił mu do głowy i rozjebał łeb.”

KAC CITY czy GOTHAM VEGAS podsumowanie filmu i pracy Todda Phillipsa

Reżyser podjął próbę wyjścia poza własną strefę komfortu i wyszedł z tego obronną ręką. Mimo, że to nie do końca jego zasługa to warto docenić sam fakt wszak w dzisiejszym kinie popularnym jest to rzadki proceder. Film stał się sukcesem krytycznym jak i również pod względem odbioru widowni oraz rozbił bank w box office co dla produkcji z kategorią R wydawało się nie osiągalne.

„Joker” to fenomen, prosty film, potworek Frankensteina, niepowtarzalne doświadczenie i dzieło nieidealne, ale jednocześnie warte uwagi. Polecamy!

Hugo Filipowski i Tymoteusz Łysiak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Recenzje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *